Wspomnienie "zwykłego Ślonzoka z Michałkowic"
„Tylko blues jest już ze mną/
znajdzie mnie nawet w ciemno/
gdy opuści mnie granie/
w swej opiece miej mnie Panie”/
Dzisiaj (29.01.) mija rok od śmierci siemianowickiego muzyka, kompozytora – Jana „Kyksa” Skrzeka. Człowieka, który zwykł się przedstawiać jako zwykły Ślonzok z Michałkowic, dla którego blues był całym sensem życia. Jak powiedział w którymś z wywiadów: „Blues to wszystko. To życie, miłość, deszcz, słońce. To umieranie i muzyka”. Od siebie, od serca, prawdziwie.
Znajomi, z którymi spędzał wolny czas, w lokalach gdzie stało pianino, wiedzieli iż zaraz usłyszą: „zagram coś dla Was”, po czym siadał i grał. Prostotą i autentyzmem dźwięków, które wydobywał trafiał w ludzkie serca. Z ustną harmonijką nie rozstawał się nawet, gdy przemierzał kopalniane chodniki. A przemierzał, bowiem miał iść w ślady ojca i zostać na „grubie”.
Działalność artystyczną rozpoczął występując w jazz-rockowym zespole Rak. Później wziął udział w sesji nagraniowej albumu SBB „Memento z banalnym tryptykiem”. Był stałym „elementem” Rawy Blues Festiwalu. W 2005 roku wydał album „Bo takie są dziewczyny”, nagrany ze Śląską Grupą Bluesową.
Przyjaciele wspominają go przede wszystkim jako kogoś, dla kogo słowo przyjaźń nie było pustym, zdewaluowanym frazesem. Mówią również o jeszcze jednej jego miłości…
„O mój Śląsku, umierasz mi w biały dzień/
O mój Śląsku, niszczą Cie twe fabryki/
O mój Śląsku, niszczą twe serce zielone/
płuca Twej duszy…/