"Niagara" uratowała Bażantarnię - STV - video
Staw Rzęsa. Gorące, czwartkowe (21.07.), letnie powietrze zachęca spacerowiczów tylko i wyłącznie do szukania wytchnienia w cieniu. Jedynymi aktywnymi istotami są kacze rodziny pływajace od brzegu do brzegu...
Na razie...
Krótko po godzinie 11.00 ciszę przerywa głośny sygnał wozu strażackiego, który dojeżdża do Bażantarni, niedaleko stojących dinozaurów.
- Przybyliśmy na miejsce zdarzenia, pożar obejmuje około 3 hektary lasu, sytuacja nie jest opanowana, prosimy o wsparcie - spokojnym, acz stanowczym tonem wydaje dyspozycje prowadzący akcję gaśniczą, kapitan Mariusz Rozenberg.
Sytuacja musi być poważna, bowiem w ciągu paru minut, na Rzęsie pojawiają się kolejne cztery wozy Państwowej Straży Pożarnej w Siemianowicach Śląskich.
Na szczęście - to tylko ćwiczenia ratownicze, organizowane przez Komendę Miejską Państwowej Straży Pożarnej w Siemianowicach Śląskich. Miały na celu m.in. pokazanie współpracy pomiędzy jednostką Ochotniczej Straży Pożarnej z Siemianowic Śląskich (6 druhów) z jednostkami zawodowymi z PSP. Ponadto w trakcie ćwiczeń testowano organizację łączności pomiędzy strażakami.
- Utworzyliśmy dwa odcinki "bojowe" uczestniczące w bezpośredniej akcji, plus trzeci zwany "niagarą", który miał skutecznie koordynować dostawy wody niezbędnej dla gaszących - mówił Mariusz Rozenberg.
Oprócz kapitana Rozenberga, akcją dowodził również zastępca komendanta miejskiego, brygadier Andrzej Płóciniczak. Jest to naturalny element procedury.
Tego dnia odwiedzający kompleks rekreacyjno-przyrodniczy przy Stawie Rzęsa mieli okazję zobaczyć strażaków w - choć symulowanej - to potraktowanej z całą powagą akcji gaśniczej. Jak można się było domyślać, największe wrażenie zrobiła ona na dzieciakach. W końcu nie co dzień można zobaczyć dziesiątki metrów rozwijanego węża, ustawionych obok siebie 4 motopomp, które tłoczyły wodę ze stawu wprost do specjalnie skonstruowanych minibasenów. Zaś widok sześciu wodnych strumieni, lejących pełną parą, mógł robić niesamowite wrażenie.
- Żona przeczytała, że dzisiaj będzie się tutaj coś działo, więc przyszliśmy z wnukiem popatrzeć - mówi pan Henryk, trzymając na rękach 4-letniego Wojtka, ubranego w koszulkę z wizerunkiem... strażackiego wozu.
- Wszystko tu jest fajne, ale raczej... nie chciałbym zostać strażakiem - mówił onieśmielony czterolatek.
I chyba go rozumiemy. Gdy wchodziliśmy do samochodu, termometr pokazywał 39 stopni, a 18 strażaków - w pełnym bojowym rynsztunku - ani na chwilę "nie odpuszczało"... Szacun.