Teatr dla siemianowiczan
Powstał w kwietniu bieżącego roku, kilka dni temu, przy pełnej sali w Parku Tradycji, zaprezentował się w pierwszym spektaklu. Z animatorem, reżyserem teatru DOMINO, Mirosławem Dominem rozmawia Ewa Roch – Wyrzykowska.
- Jesteśmy świeżo po debiucie – zaznaczmy bardzo udanym - siemianowickiego teatru amatorskiego, w którego wykonaniu widzowie mogli zobaczyć uroczy spektakl „Igraszki z Diabłem” Jana Drdy. Proszę o krótką historię narodzin zespołu…
- Po sukcesie ubiegłorocznego spektaklu o Januszu Korczaku, dyrektor Siemianowickiego Centrum Kultury Marek Banasik, zaproponował mi poprowadzenie teatru amatorskiego, który działałby pod skrzydłami kierowanej przez niego instytucji. Byłoby to kontynuacją tradycji okresu międzywojennego, w którym na terenie Siemianowic istniało kilka zespołów teatralnych oraz jeden profesjonalny - nazwany „ Fredro”. A ponieważ teatr był moją młodzieńczą, nie zrealizowaną w dojrzałym życiu, pasją, chętnie przystałem na tę propozycję.
- Proszę wytłumaczyć się z nazwy nowopowstałego teatru?:)
- No cóż, było kilka pomysłów na nazwę teatru. Mnie podobała się „FAMILIA”, ale zostałem przegłosowany. Uznano, że będziemy nazywać się DOMINO – co tu kryć w nawiązaniu do tego najbardziej „zakręconego” na punkcie teatru…
- A poza tym cały zespół może się pod taką nazwą podpisać, jako, że lubi bawić się „ w te klocki”. Ale dość żartów, bo teraz z całą powagą, choć i radością zarazem, trzeba stwierdzić, że pierwsze przedstawienie DOMINA okazało się ogromnym sukcesem – widzowie byli oczarowani i ubawieni. Taki efekt niełatwo było osiągnąć…
- Zgadza się – nie na darmo doświadczeni aktorzy mawiają, że łatwiej wycisnąć z oczu widza łzy, niż wywołać wybuch śmiechu. Nam to się udało. Oczywiście przeżywaliśmy ogromne napięcie. Ja - jeśli nie byłem na scenie – to cały czas stałem za kulisami i przez 2 godziny spektaklu przeżywałem z każdym z osobna tremę. Bałem się, bo przecież aktorzy musieli opanować ogrom tekstu.
- Zespół liczy 37 osób w wieku od 9 do 70 lat, dlatego – jak słyszałam – jednocześnie z „Igraszkami” przygotowujecie „Kopciuszka”. Proszę powiedzieć, co spowodowało, że na nabór do teatru ludzie tak licznie się zgłosili?
- Zgłaszającym zadawałem także to pytanie i teraz wiem, że starsi w ten sposób wydają wojnę kalendarzowi oraz mają chęć realizować się w taki akurat sposób, wypełniając wolny czas bardziej wartościowo, niż poprzez tkwienie przed telewizorem. Młodsi – w znacznej części to ci, którzy połknęli teatralnego bakcyla występując w spektaklu o Korczaku. Niektórym z nich nawet marzy się scena, jako ich życiowa droga.
- W latach międzywojennych oraz w okresie powojennym amatorskie teatry były dość powszechne – nie było tak łatwego dostępu do sztuki profesjonalnej. Potem amatorska scena prawie zanikła – wysokiej próby teatr za pośrednictwem telewizji wkroczył do domów. Czy uważa pan, że teraz znowu będzie miała odbiorców amatorska scena?
- Myślę, że tak. Telewizyjne spektakle już nie gromadzą przed odbiornikami tylu widzów, jak niegdyś, ponieważ najwyraźniej proponowane przedstawienia nie stanowią takiego magnesu. Wyprawa do teatru, to z kolei duży koszt, którego wielu nie może ponieść. Mam nadzieję, że zapełnimy tę lukę. Siemianowicka społeczność nie jest wielka i jak sądzę nam – ludziom stąd – uda nam się dotrzeć do jej serc. W naszych repertuarowych planach mamy „Drewniany talerz” Edmunda Morrisa, „Oscara i panią Różę” według Érica-Emmanuela Schmidta, czy czarną komedię „Upiór w kuchni” Janusza Majewskiego (pseud. Patrick G. Clark). Wydaje mi się, że zawarte w nich problemy poruszają struny bliskie siemianowiczanom. A póki co, zapraszam w styczniu na „Igraszki z diabłem”.
- Dziękuję za rozmowę i zachęcam do odwiedzenia strony internetowej DOMINA
http://siemck.pl/sekcje/nasze-sekcje/dla-doroslych/teatr-wielopokoleniowy-domino