Tajemnicza historia z dalszym ciągiem
Tę zastanawiającą historię opowiedział mi kiedyś emerytowany górnik -Andrzej Fijałkowski. Dotyczyła ona jednego z eksponatów znajdujących się w Parku Tradycji – dziwnego, niepozornego ogarka. Pan Andrzej, wydarzenia związane ze wspomnianą lampą, poznał z ust swojego znajomego – z zawodu geodety, którego ojciec pracował w kopalni Max.
Pewnego razu, górnik ów, wraz ze swoimi kolegami, podczas pracy na dole, zauważył, że szczury gwałtownie opuszczają pokład, na którym się znajdowali.
„Oj, niedobrze” – pomyśleli górnicy. Nie upłynęło wiele czasu, kiedy górotwór zadrżał i nastąpiło solidne tąpnięcie. Posypała się skała i mężczyźni zostali odcięci od wyjścia. Pogasły ich karbidówki. W zupełnych ciemnościach czekali na ratunek, bo że nadejdzie, nie mieli wątpliwości. Wie to każdy górnik, że będą go szukać, aż odnajdą – żywego, lub martwego, ale nie zostawią. Takie poszukiwanie, to niewzruszone, górnicze prawo. To ich nadzieja. Nie wiedzieli, ile upłynęło czasu – w takich warunkach płynie on znacznie wolniej – ale wreszcie ujrzeli z oddali jakieś światełko. No, to pewnie kamraci – ratownicy – niosą im pomoc – uznali. Światełko zbliżało się, ale nikt do uwięzionych górników nie wołał. Wreszcie, gdy blask znalazł się na tyle blisko, że mogli dostrzec podążającą wraz z nim postać, uwięzieni mężczyźni spostrzegli, że jest to starzec w kapturze. Zarówno nietypowy strój, odmienna, od używanych przez górników lampa, a właściwie kaganek, jak i sposób zachowania postaci przekonywały, że to ktoś spoza ratowniczego grona.
Zakapturzona persona gestem wskazała górnikom, aby poszli jej śladem. Uczynili to. Szli w milczeniu zupełnie nieznanym chodnikiem i wówczas ich tajemniczy przewodnik po prostu rozwiał się w powietrzu. Ludzie szli dalej, tak jak prowadził chodnik, aż znaleźli się w miejscu, w którym zatrzymali się szukający ich ratownicy. Byli ocaleni! Ich radość nie miała miary, ale nie zapomnieli w niej o tym, który im dopomógł. Opowiedzieli o nim swoim kolegom – ratownikom, ale ci, popatrzywszy na relacjonujących dziwne spotkanie, znacząco kreślili sobie na czołach kółka.Cóż, takie przeżycie mogło według nich spowodować budzące zdumienie zachowanie. Wówczas powiedzieli o nieznanym chodniku, którym zostali wyprowadzeni. Ratownicy w odpowiedzi rozwinęli mapę i wspólnie stwierdzono, iż takiego korytarza na niej nie ma! Nie było sensu przekonywać druhów, że to co się wydarzyło, było naprawdę i tak zostało.
Do czasu. Syn jednego z zasypanych górników – geodeta, który usłyszaną od ojca opowieść o spotkaniu ze Skarbnikiem – bo górnicy byli przekonani, że to właśnie jemu zawdzięczają ocalenie – głęboko przechowywał w pamięci, po latach postanowił zaspokoić swoją ciekawość. Wybrał się więc do kopalni …. i znalazł drogę ocalenia jego ojca! Chodnik, którego nie znali ratownicy i nikt inny w kopalni – naprawdę istniał. A w nim, geolog spostrzegł dziwny kaganek, który ostatecznie znalazł się w troskliwych rękach Artura Garbasa z Muzeum Miejskiego, a później trafił do Parku Tradycji, jako jedno ze świadectw górniczej przeszłości siemianowickiej ziemi, jej ludzi i mocy.