Śląski wieczór
Prawdziwą ucztą duchową był czwartkowy występ Lucka Czernego – fantastycznego lwa scenicznego, kabareciarza, aktora filmowego, teatralnego, wodzireja i – ogólnie mówiąc – Ślązaka z duszy i serca. Lucjan Czerny śpiewał, opowiadał anegdoty i lokalne dowcipy, mówił i godoł. Miłą niespodzianką był także występ Marka „Makarona” Motyki oraz Stanisława Witty.
Marek – lider z Bytomia. Marek „Makaron” Motyka (gitara dobro, wokal) – gitarzysta i pieśniarz bluesowy. Od dwudziestu lat gra na gitarze, posługując się popularną wśród muzyków country techniką fingerpicking. Gitarowe rzemiosło szlifował włócząc się przez trzy i pół roku po Europie. Grał w tym czasie na ulicach i w klubach Francji i Włoch. Tam pierwszy raz zetknął się z bluesem. Specjalizuje się w jego deltowej odmianie, do której w 2007 roku postanowił zaśpiewać stare, śląskie pieśni. Skąd pseudonim „Makaron”? Wystarczy spojrzeć na Marka.
A ponieważ na sali wśród obecnych gości znajdowała się też żona „Kyksa”, toteż wspaniałej damie zakręciła się łza w oku gdy usłyszała piękne wykonanie pieśni śpiewanych jeszcze tak niedawno przez jej męża. Do występu dołączył kolejny siemianowiczanin Stanisław Witta, muzyk, kompozytor, producent teatralny, który na poczekaniu grał i improwizował śląski blues.
Lucjan Czerny wspominał współpracę z wielkimi artystami minionych i obecnych lat m.in. Aleksandrem Foggiem, Lechem Majewskim, Bronkiem Dużym, Robertem Golą. Wisienką na torcie okazał się występ dwóch młodych i ładnych dziewczyn Mai-Ingi i Viktorii, które zaśpiewały własną kompozycję. Trzeba zaznaczyć, że na sali znajdował się też syn i wnuk artysty, który fotografował występ swego dziadka, a nawet sfilmował - posługując się dronem – Willę Fitznera ze strony do tej pory raczej nie pokazywanej, tzn. z góry od strony dachu i z wysokiego piętra.