Obiecanki to cacanki
Z człowiekiem wielu pasji, Henrykiem Świerzym rozmawia Jan Wywiórka
Jan Wywiórka: - Panie Henryku, dobiegła nas informacja, iż w najbliższych wyborach samorządowych zamierza pan ubiegać się o mandat radnego z listy Forum Samorządowego Siemianowic Śląskich. Dotychczas uchodził Pan za czołowego oponenta działań obecnych władz samorządowych...
Henryk Świerzy: - Przekonał mnie pluralizm Forum Samorządowego, fakt, że stowarzyszenie jest otwarte na ludzi spoglądających innym okiem na rzeczywistość.
JW: - W przypadku sukcesu, czym szczególnie chciałby się Pan zająć w Radzie Miasta?
HŚ: - Nie bedę niczego obiecywał, ale zobowiązuję się do wykonania pewnych prac możliwych do wykonania w ramach budżetu miasta.
JW: - A konkretnie?
HŚ: - Koniecznie trzeba wyremontować ul. Moniuszki i Szeflera, które wbrew pozorom są bardzo reprezentacyjnym punktem naszego miasta. Rosomak S.A. (dawne Wojskowe Zakłady Mechaniczne) uruchomiły tam hotel do którego przyjeżdżają znakomici goście.
JW: - Jaka idea przyświeca Pana pracy na rzecz Siemianowic Śląskich?
HŚ: - Chciałbym, by nasza malutka ojczyzna faktycznie przypominała miasto XXI w., bo w niektórych miejscach czas się zatrzymał. Moim atutem jest, że chodzę pieszo, więc widzę więcej, niż zza okien samochodu. W różnych rejonach miasta mieszkają ludzie bezradni, którzy nie wiedzą, gdzie się zwrócić o pomoc. Z drugiej strony mieszkańcy sami często dewastują swoją najbliższą okolicę. Popieram tu stanowisko, że ludziom notorycznie uchylającym się od pracy nie będziemy pomagać. Ja sam wielokrotnie poprzez swoją znajomość struktur samorządowych, urzędów pomogłem wielu ludziom, kierując ich do odpowiednich biur po załatwienie swojej sprawy. Mieszkańców, którzy nie mieli pracy zatrudniłem u siebie, do sprzątania posesji. Uważam, że nie powinno się dawać nic za darmo. Jestem zwolennikiem teorii, że pobierający zasiłki powinni chociaż pozamiatać liście na mieście czy odśnieżyć.
JW: - Proszę przybliżyć swoją sylwetkę potencjalnym wyborcom. Niedawno czytaliśmy, że udało się Panu złowić złotą rybkę...
HŚ: - Tak, to już 50 lat, jak dziadek zaraził mnie wędkarstwem. Nie traktuję jednak wędkarstwa jako sposobu zdobywania pokarmu, lecz jako sport, jako znakomity sposób obcowania z naturą.
JW: - Znane jest też Pana zamiłowanie do muzyki...
HŚ: - Od młodych lat działałem w klubie studenckim Akant w Katowicach. Tu spotkałem Irka Dudka, Ryśka Riedla i tu zrodziła się idea festiwalu Rawa Blues, wtedy jeszcze I Ogólnopolskich Spotkań z Bluesem. Jako plastyk, robiłem oprawę graficzną. Dziś to zdumiewające, że wtedy, bez komórek, bez internetu można było tyle załatwić! A na dodatek był stan wojenny... Ach, stare czasy.
JW: - Wróćmy na chwilę do pasji związanych z naturą. Gdy widzi Pan owczarka niemieckiego...
HŚ: - ...to przypominają mi się najwspanialsze epizody w moim życiu – hodowla owczarków niemieckich, ale też zdobycie z nimi 24 championów na wystawach psów.
JW: - Panie Henryku, jaka nauka płynie z odniesienia sukcesów w tak różnych obszarach?
HŚ: - Uważam, że jeśli już człowiek za coś się zabiera, powinien to robić na takim poziomie, by nie musiał się za to wstydzić. Ważny jest też każdy krok w kierunku drugiego człowieka, otwartość, empatia. Moją dewizą jest, by nieść ludziom szczęście, nie łzy. Nie do przecenienia jest też rola największej mojej pasji, czyli rodziny: pięknej żony, pięknej córki i przystojnych synów. To jest moja opoka, która pomaga mi w realizacji pozostałych zainteresowań. Bez rodziny człowiek jest tylko pyłkiem, który można zdmuchnąć.
JW: - Dziękuję bardzo za rozmowę