Wampir z cmentarza u Antonika
Godki o duchach – to można rzec stała okrasa dawnych, wieczornych spotkań. Jedną z opowieści, która wśród siemianowiczan budziła największą grozę, była historia o wampirze na cmentarzu u Antonika. Opisuje ją w swojej książce „Opowieści miasta z rybakiem w herbie” Antoni Halor.
„W naszym mieście, wtedy jeszcze wsi, „w jednym czasie” co noc ktoś umierał. Rano znajdowano go leżącego na łóżku z zakrwawioną piersią, z której wydarto serce. Przerażenie padło na mieszkańców. Wiedzieli, że to wampir skrada się nocą od domu do domu i zabiera upatrzoną ofiarę. Gdy zegar na kościele farnym wybijał dwunastą, wynurzał się z bramy cmentarnej i przed godziną pierwszą znów tam wracał, pozostawiając płacz w kolejnej rodzinie. Zrozpaczeni mieszkańcy zebrali się na naradę i trzech najodważniejszych weszło na wieżę cmentarnej kaplicy. Chcieli z jej wysokości wypatrzeć spod którego nagrobka wychodzi upiór.
O północy zobaczyli straszliwą postać, która podeszła pod wieżę i podniosła niesamowitą twarz z pustymi oczodołami w górę. Usłyszeli głuchy głos, który rzekł: „Jeśli dotrę do was przed godziną pierwszą, jesteście straceni”. Mówiąc to, upiór podszedł do drzwi kościoła, ale że były zamknięte, i znak krzyża wymalowany święconą kredą na odrzwiach też musiał być skuteczny, wampir zaczął się mozolnie wspinać po murze. Co jakiś czas stłoczeni na wierzchołku wieży śmiałkowie, teraz już nie na żarty wystraszeni, słyszeli głos upiora mówiącego: „Już jestem bliżej". Po chwili: „Już jestem blisko”. A potem: „Już jestem całkiem blisko”.
W pewnej chwili na parapecie wąskiego okna wieży ukazała się koścista dłoń upiora. Wpiła się straszliwymi pazurami w zmurszałe drewno. Trzem śmiałkom na wieży zamarły serca. I gdy już całkiem opadli z ducha i stracili wszelką nadzieję, zegar na wieży wybił godzinę pierwszą. Upiór z żałosnym jękiem oderwał się od muru, spadł na ziemię i tam w jednej chwili znikł. Ocaleni na wieży przeżegnali się i odetchnęli. Jeden całkiem przy tym osiwiał.
Następnego dnia rano, gdy tylko słońce wzeszło, zaczęto kopać w miejscu, w którym upiór znikł. Gdy otwarto trumnę zobaczono w niej człowieka, który miał rumiane policzki i wyglądał jak ktoś, kto dopiero co zasnął. Był to pewien woźnica, który umarł miesiąc temu. Za życia nie był lubiany, bo zakatował kilka koni na śmierć, a dzieci bały się go, jako że potrafił mocno uderzyć batem. Natychmiast poćwiartowano wampira łopatą kopidoła i pogrzebano go na nowo. Od tej pory w osadzie zapanował spokój”.
Wampir z cmentarza u Antonika to nie jedyny potwór z zaświatów, który zaburzał spokój siemianowiczanom. Ale o kolejnych wysłannikach mroku przypomnimy w dalszych odcinkach cyklu.