W Trójkącie Bermudzkim powiało grozą
Dzielą ludzi na żywych, umarłych i tych, co wyruszyli na morze. Żeglarze. Dlaczego akurat tak? Dlaczego wyodrębnili tę trzecią kategorię? Bo wiedzą, że kiedy człowiek znajduje się na bezmiarze wód, to każda sekunda jest balansowaniem na granicy życia i śmierci.
„Żeglarze wiedzą, jak mało od nich zależy, jak niewiele mogą zrobić, jak ogromne i nieprzewidywalne są siły, z którymi stanęli twarzą w twarz” – mówi Leszek Jasica, komendant miejski Państwowej Straży Pożarnej w Siemianowicach Śląskich, którego pasją prócz pracy jest żeglowanie i dodaje, że chyba dlatego każdy żeglarz próbuje zaklinać rzeczywistość i dlatego w żeglarskim środowisku jest tyle przesądów.
Nie wyruszają na przykład w rejs w piątek, nie gwiżdżą na pokładzie, gdy wypadnie za burtę pędzel, czy wiadro – starają się je odzyskać za wszelką cenę, gdy raczą się mocniejszym trunkiem - jeden kieliszek obowiązkowo ląduje za burtą dla Neptuna. Jest tego mnóstwo.„ Przesąd jest częścią żeglarskiego rozsądku” – napisał Tomek, jeden z przyjaciół Leszka Jasicy .
- Czy zdarzyło się, że zaniedbaliście któryś z przesądów i przypłaciliście to srogo?
- Nie przypominam sobie takiego przypadku, bo…po prostu stosujemy się zawsze do żeglarskich zwyczajów.
- W „objęciach żywiołu” przydarzyły się panu jakieś dziwne, trudne do wytłumaczenia przygody?
- To, co najbardziej utkwiło mi w pamięci, to obraz, kiedy, po sztormie, dopływaliśmy do San Salvadoru. To było nocą 7 grudnia 2003 roku. Cały jacht był zalany, gdy podchodziliśmy do brzegu. Byliśmy wyczerpani. Płynęliśmy w takim kierunku, na jaki pozwolił nam szalejący wiatr. Marzyliśmy o porcie, ale nie wiedzieliśmy, czy uda nam się dotrzeć do brzegu w miejscu, gdzie on jest. Zrzuciliśmy żagle. Jeden z nich – na bomie grota (zadaniem bomu jest nadanie odpowiedniego kształtu żaglowi oraz umożliwienie manewrowania nim poprzez olinowanie ruchome – przyp. red.) ułożył się w taki sposób, że patrząc na jego kontur, rysujący się na tle rozświetlonego lądu, do którego się zbliżaliśmy, po prostu widziałem niewielką postać. I co dziwne, wyraźnie poczułem, że nie jesteśmy sami. To samo spostrzegli moi koledzy. I oni mieli silne wrażenie czyjejś obecności.
- Czytałam o karle Klabautermannie, który właśnie przysiadał na masztach i dopóki siedział chronił jacht, zaś biada załodze - jeśli zniknął…
-To w takim razie musiał być on – uśmiecha się mój rozmówca.
-Płynął pan przez Trójkąt Bermudzki?
- Tak.
- Jakie wrażenia?
- Mocne. Przeżyłem wraz z kolegami Tomkiem i Stefanem przygodę, która mogła być naszą ostatnią. Do dzisiaj nie potrafię sobie wytłumaczyć, jak mogło dojść do takiej sytuacji. Wyszedłem z wnętrza jachtu do kokpitu na pokład, gdyż o 20.00 zaczynałem wachtę i zobaczyłem płynący wprost na nasz jacht chiński masowiec. Był bardzo blisko. Bez trudu przeczytałem jego nazwę: Benjin. Gwałtownie zmieniłem nasz kurs i udało się! Ale po prostu niemal otarliśmy się o burtę olbrzyma. Chwilę później nasz jacht byłby doszczętnie zmiażdżony. Nie mogę sobie odpowiedzieć na pytanie, jak doszło do tego, że statek po prostu wyrósł przed naszym jachtem? Wewnątrz jachtu byłem niedługą chwilę, a wcześniej cała trzyosobowa załoga znajdowała się na pokładzie i nikt z nas – w końcu doświadczonych już żeglarzy – nie widział tego statku?! A jeżeli nawet – w co trudno uwierzyć - my tak dalece zagapiliśmy się, to dlaczego nawigacja masowca nie sygnalizowała naszej obecności?
- Czyli, kto pływa po morzu, nie raz doświadcza niewytłumaczalnego, nie raz dotyka tajemnicy…
- Zgadza się i dlatego wolimy przestrzegać zasad ludzi morza. Byliśmy w Horcie na wyspie Fajal, na Azorach – na której jest żeglarska knajpa „Peter’s Cafe Sport”. Nie wypada jej ominąć. Tu podają wspaniałe dania i trunków jest wielki wybór, a na piętrze , w muzeum znajduje się zdjęcie morskiej fali o twarzy Neptuna. Żaden żeglarz nie ośmieli się opuścić Horty bez uwiecznienia swego jachtu malunkiem na falochronie. Jest on swoistym talizmanem na dalszy rejs. Talizmany nikną za horyzontem, ale zachowują swoją moc.
Ci, którzy na morzu, ci, którzy przeżywają niejednokrotnie chwile, gdy – jak mówi Leszek Jasica - gardło jednocześnie ściska strach i zachwyt – oni wiedzą troszkę więcej. Są o krok bliżej Wielkiej Tajemnicy, jaką jest i zawsze będzie dla człowieka świat.