Baśniowe Siemianowice Antoniego Halora
To on ocalił od zapomnienia liczne utopce, duchy, widma, upiory, o których rozprawiali dawni siemianowiczanie. To on uchronił dla potomności legendy, którymi, jak dzikim winem, obrastało nasze miasto, stając się bardziej tajemniczym, zyskując na urodzie – tej najprawdziwszej, która promieniuje od wewnątrz. To dzięki niemu zakątki miasta, czy poszczególne obiekty – nawet te niespecjalnie atrakcyjne dla oka, stawały się cennymi skarbami, kryjącymi tajemnicę. Mowa o Antonim Halorze - artyście wszechstronnym – plastyku, filmowcu i pisarzu. Siemianowiczaninie.
- Czy zainteresowanie męża opowieściami o owych stworach nie z tego świata może mieć swoje źródło w jego związku z grupą ONEIRON, żywiącej się – można powiedzieć - ezoteryką? – zapytałam wdowę po artyście – Bogumiłę Hrapkowicz - Halorową.
- ONEIRON, to raczej krótki etap młodzieńczych poszukiwań Antoniego. Owszem, obok Urszuli Broll, Zygmunta Stuchlika, Henryka Wańka i oczywiście Andrzeja Urbanowicza był założycielem tej grupy, ale kiedy jego fascynacja malarstwem ewoluowała w kierunku obrazu ożywionego, a więc filmu, wówczas oddalił się od niej, choć z samymi artystami nie stracił kontaktu.
- Jednak trudno byłoby zaprzeczyć, że Antoniego Halora pociągał świat fantazji. W jego obrazach widzimy elementy fantastycznie przetworzonego śląskiego pejzażu, a lwia część jego publikacji tematycznie związana jest ze śląską mitologią…
- Ten świat wkrada się nawet do jego filmów. Przykładem jest obraz „ Siedem zegarków Gustawa”, w którym jest scena, kiedy utopiec obserwuje kąpiące się dziewczyny
- No więc właśnie, skąd ta fascynacja?
- Opowiadał mi, że będąc małym chłopcem, lubił, schowany pod stołem, słuchać o czym rozprawiały zgromadzone na darciu pierza, czy też po prostu „ na klachach”, kobiety. A niejednokrotnie opowiadały wówczas o duchach i strachach. To było dla malca bardzo ciekawe i ważne, było ogromnym przeżyciem. Kiedy dorastał, widział, że dokoła coraz mniej jest świata zapamiętanego z dzieciństwa i zapragnął go uchronić od zapomnienia. Poza tym od zawsze w ludziach tkwi potrzeba pielęgnowania tego, co nierzeczywiste.
- Zaczęło się więc od słuchania pod stołem, a skończyło na doktoracie obronionym na Uniwersytecie Śląskim z literaturoznawstwa, a konkretnie rozprawą o mitach w kulturze Górnego Śląska.
- Praca nosi tytuł „ Legenda i prawda. Wokół wybranych mitów w kulturze śląskiej” i dotyczy postaci śląskich zbójników, a wśród nich - w istocie bardzo groźnego tandemu - Pistulki oraz Eliasza, który ponoć za pomocą cudownej trawki otwierał prawie wszystko. Pistulka i Eliasz żyli naprawdę, ale ich dzieje wieść gminna mocno ubarwiła i otoczyła aurą tajemniczości. Tak więc istotnie i tutaj wkrada się element ezoteryki. No cóż, zawsze ludzi ekscytowała tajemnica, zawsze lubili dreszcz, wywoływany strasznymi opowieściami, lubili przeżyć coś niezwykłego. Dzisiaj są popularne horrory, dawniej były historyjki o utopcach, duchach, strachach, o mających niesamowite zdolności herosach. Poza tym te wszystkie stwory stanowiły próbę zmaterializowania nie objętych rozumem, przedziwnych rzeczy. Antoni Halor, z myślą o przyszłych pokoleniach nie tylko spisywał ludowe klechdy, ale także za ich pośrednictwem tworzył niejako portret zbiorowej wyobraźni Ślązaków, obraz ducha śląskiej społeczności. Realizując to dzieło, odtwarzał w pamięci zasłyszane od swojego wujka Hanka gawędy, przeprowadzał rozmowy z sędziwymi mieszkańcami Siemianowic Śląskich a także innych miast regionu i z wielką skrupulatnością je zapisywał.
- Oj, nie mogę się jakoś oprzeć wrażeniu, że jednak czasami licentia poetica brała górę nad ową skrupulatnością….
- Powiem tak, skrupulatność to immanentna cecha procesu badawczego, jednak, będąc artystą, czasami Antoni korzystał z przysługującego mu prawa kreacji. Czasami czynił to – powiedziałabym – dla dobra sprawy, jak to miało miejsce z Białą Damą z pałacu. Uznał, że taki wspaniały zabytek, jak siemianowicki po prostu powinien mieć ducha.
- No cóż – Atena wyskoczyła z głowy Zeusa, czemuż nie mogłaby biała dama wyłonić się z głowy artysty, tym bardziej, że jak to człowiek sztuki, chodził z głową w chmurach:)
- Ale nie zawsze, nie zawsze
- Wiem, alternatywą był beret, w którym bodaj najbardziej zapisał się nam w pamięci obraz pana Antoniego.