20-latek z Siemianowic Śląskich - komentatorem w Polsat Games
22 stycznia br. Mikołaj „Silv4n” Sinacki, dwudziestolatek z Siemianowic Śląskich, były uczeń Gimnazjum nr 5, zadebiutował jako komentator rozgrywek Ultraligi czyli profesjonalnych zmagań zawodników League of Legends (popularna komputerowa gra strategiczna). W turnieju tym najlepsze drużyny w Polsce powalczą o pulę nagród w wysokości 100 tysięcy złotych. Zmagania zawodników i żywiołowego komentatora z Siemianowic Śląskich można oglądać na antenie Polsat Games oraz na profilach kanału na Twitchu i YouTube.
Recepta na sukces: dużo pasji, jeszcze więcej cierpliwości i… szczypta szczęścia
Głos Miasta: Widząc Cię w „komentatorskiej akcji” można być pewnym, że robisz to z pasją. Kiedy zrozumiałeś, że chcesz ją połączyć ze swoją karierą?
Mikołaj „Silv4n” Sinacki: W kwestii samego komentowania to nie było nagłe oświecenie. Jeśli miałbym wskazać początek mojej przygody, byłby to wolontariat na Intel Extreme Masters 2015. Wtedy powiedziałem sobie, że chcę pracować w e-sporcie, że mogę montować filmy, pisać artykuły, organizować turnieje, a nawet sprzątać po wielkich imprezach e-sportowych, nieważne co dokładnie, ważne, żeby właśnie w tej branży się odnaleźć. Dopiero po jakimś czasie, wraz z odkrywaniem, czym dokładnie jest e-sport, zacząłem komentować rozgrywki, najpierw dla małej platformy internetowej, a z upływającymi dniami i wzrostem moich umiejętności, dla coraz ważniejszych podmiotów.
Głos Miasta: Pamiętam, że za swoje pierwsze zarobione pieniądze kupiłem sobie elektroniczny zegarek „z bajerami”. Jak wyglądało to w Twoim przypadku?
M. S.: Hmmm, wyznaczyłbym kilka etapów, takich jak koszenie trawy u sąsiada, praca dorywcza podczas zimowych ferii. To pozwoliło mi zakupić m.in. pierwszego smartfona „z prawdziwego zdarzenia”, czy pojemnościowy mikrofon, dzięki któremu mój głos podczas komentowania w internecie brzmiał znacznie lepiej. Na pewno każdy z tych zakupów był w mniejszym lub większym stopniu powiązany z moją obecną pracą i światem wirtualnym.
Głos Miasta: Do czego zmierzam – czy z komentowania gier, patrząc przez pryzmat realiów naszego rodzimego „rynku” – tak prozaicznie – da się wyżyć?
M. S.: Mówiąc prozaicznie – tak, ale im bardziej zacząłbym się rozwodzić nad komentowaniem e-sportu w Polsce jako profesją, tym bliżej zaczniemy dochodzić do wniosku, że wyjątkowo trudno byłoby przyjąć w jakimś wczesnym etapie życia, że to właśnie byłaby nasza ścieżka zawodowa. Obecnie w naszym kraju jest ledwie garstka osób, która jest zatrudniona na pełny etat jako komentator. Żeby nim zostać trzeba wiele cierpliwości, pasji i trochę szczęścia, przez co jest to ścieżka kariery, którą obiera się raczej mając plan awaryjny, niż z założeniem zarabiania kroci na starcie przygody.
Głos Miasta: Czym musi charakteryzować się osoba, która chce wejść w branżę komentatorów wirtualnych rozgrywek? Czy może liczyć na podobny „status społeczny”, rozpoznawalność, jakie posiadają np. znani telewizyjni komentatorzy sportowi?
M. S.: Na pewno osoba taka musi się tym po prostu pasjonować. Do tego warto byłoby posiadać charyzmę i spore pokłady samokrytyki, być otwartym na współpracę, a także po prostu być ciekawym świata. Co do „statusu społecznego", to chyba jeszcze nie ten etap, żeby każdy komentator miał szansę na tak szeroką rozpoznawalność, ale jeśli ktoś jest casterem (profesjonalny komentator e-sportowy – przyp. red.) oraz influencerem (ktoś, kto wykorzystując swoją rozpoznawalność w internecie, wpływa na gusta i wybory innych ludzi – przyp. red.), jak chociażby Fryderyk "Veggie" Kozioł, to może liczyć na całkiem sporą popularność.
Głos Miasta: Jak do Twojego pomysłu podchodzą najbliżsi? Czy długo musiałeś przekonywać rodziców do, bądź co bądź, egzotycznego u nas pomysłu na życie?
M. S.: Już w szkole średniej coraz śmielej podchodziłem do „komentatorki”. Proszę pamiętać, że był to czas, gdy nad głową wisiało widmo egzaminów zawodowych oraz matury. Rodzice nalegali (co naturalne), żebym się trochę bardziej przyłożył do nauki, albo żebym przynajmniej przyłożył się do niej w takim stopniu, w jakim przykładałem się do streamowania oraz komentowania. Myślę, że początkowo byli do tego sceptycznie nastawieni, a już na pewno wtedy, gdy nie mogli zasnąć, bo – gdy komentowałem jakiś turniej – z mojego pokoju dobiegały krzyki (śmiech). Zresztą rzeczywiście jest to dosyć egzotyczne zajęcie, a każdemu rodzicowi zależy, żeby jego dziecko miało stabilną przyszłość.
Głos Miasta: …czyli był „bunt młodzieńczy”? :)
M. S.: Oczywiście! (śmiech) Naturalnie, że wtedy miałem inne priorytety. Zdarzyło się jednak coś bardzo istotnego. Pewna ważna dla mnie osoba nauczyła mnie patrzeć szerzej na rolę rodzica, który w trosce o naszą przyszłość, testuje nasze wybory. Z pełną świadomością mogę powiedzieć, że gdyby nie moi rodzice, to nie byłbym tu gdzie jestem.
Głos Miasta: Zatem nie było nacisków, byś został np. prawnikiem, lekarzem, czy ekonomistą?
M. S.: Nie. Na każdym etapie moich wyborów czułem wsparcie i zaufanie. Rodzina była i jest ze mnie niesamowicie dumna. Zarówno wtedy, gdy komentowałem rozgrywki ze studia ESL w Katowicach, lub jeździłem po Polsce na mniejsze turnieje. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że zawdzięczam im gładki start w Warszawie. Za co im bardzo dziękuję.
Głos Miasta: Jak Twoim zdaniem wygląda e-sport w kontekście rozwoju edukacji w tym kierunku?
M. S.: Nie chcę niczego przesądzać, ale jeśli branża będzie się rozwijała dalej w takim tempie jak teraz, to zapewne pojawią się konkretne kierunki studiów. Przykładem jest eksperymentalne, podyplomowe zarządzanie e-sportem na katowickim AWF-ie. Nawet szkoły średnie wprowadzają do swoich ofert "klasy e-sportowe". Niemniej obecnie to wszystko jest jeszcze w powijakach.
Głos Miasta: Od 22 stycznia będzie Cię można oglądać w prawdziwej telewizji. Duża trema?
M. S.: Chrzest bojowy miałem tak naprawdę 19 stycznia, podczas komentowania League European Championship, które również jest transmitowane na kanale Polsat Games. I owszem, pomimo wsparcia kolegów po fachu nie obeszło się bez pierwszych „potyczek” z kamerą. Pomimo tego, że wcześniej już komentowałem całkiem sporo dla szerokiej publiczności, to potrzebowałem dwóch meczów, żeby oswoić się ze świadomością pracy dla stacji telewizyjnej i wiążącymi jednak się z tym oczekiwaniami.
Głos Miasta: Teraz skupiłeś się na komentowaniu, kiedyś także grałeś i "streamowałeś". Czy nadal można spotkać Silv4n-a w internecie w charakterze gracza i kompana do gry?
M. S.: Jasne, koniec końców, komentując wszystkie te gry, zawsze przychodzi ochota na zagranie przynajmniej jednej z nich osobiście. Rozgrywki w grupie są zdecydowanie ciekawsze niż w pojedynkę. Tak naprawdę przez cały czas ktoś pyta na moim fanpage-u, czy nie chciałbym zagrać. I oczywiście, czasami kończy się na tym, że… gramy sobie kilka gierek.
Głos Miasta: Wybrałeś studia na kierunku kultura mediów na Uniwersytecie Śląskim. Czego się po nich spodziewasz?
M. S.: Studia wybrałem głównie po to, żeby mieć więcej czasu na rozwój jako komentator, jednocześnie nie zamykając sobie jakiejś awaryjnej ścieżki kariery. Odkąd tylko pojawiło się w Internecie ogłoszenie, że Polsat Games poszukuje nowych komentatorów, w wypadku dostania się do ekipy komentatorskiej, byłem zdecydowany na przeniesienie się do Warszawy i rezygnację ze studiów.