Zanim nadejdzie tajemniczy wieczór
Zbliża się wieczór wróżb, a więc – jak by nie było - czas flirtu z mocami nie z tego świata. To one – niewidzialne sprawiają, że wylany wosk układa się w takie, a nie inne wzory, że ten, a nie inny bucik dziewczyny pierwszy przekracza próg. O tych tajemniczych siłach nie wiemy jakie są, za to wiemy o innych, które siemianowicką ziemię obrały sobie na miejsce swoich – czasem zbytków, czasem budzących grozę działań. Kilkoma opowieściami na ich temat podzielił się z nami pracownik Muzeum Miejskiego Artur Garbas, który usłyszał je od swojego dziadka i mamy.
Czy ktoś słyszał o ryszkach???? No to wiedzcie, że były to stwory z czerwonymi oczami, które mieszkały w Lasku Bytkowskim i siedziały pod konarami drzew. Acha i nie byli to osobnicy, którzy grzecznie porzucili myśl, aby wracając z imprezy usiąść za kierownicą i nogi im się zmęczyły i usiedli pod rzeczonymi drzewami w Lasku (Może zresztą w podjęciu tej jakże słusznej decyzji pomógł im…brak w owym czasie samochodów). Strasznie było spotkać taką ryszkę, ale na szczęście ani rodzina pana Artura, ani on sam nie mieli tego pecha.
Z pewnością jednak znacznie potężniejsze siły „maczały palce” w tym, co stało się na skraju Bytkowskiego Lasku, tam, gdzie niegdyś znajdowało się oczko wodne. Otóż jak opowiadali sobie najstarsi bytkowianie dawno, dawno temu stał tam wspaniały pałac, zamieszkiwany przez złą księżnę. Pławiąc się w przepychu, była nieczuła na nędzę, którą nierzadko cierpieli zamieszkujący wokół ludzie. Podczas, kiedy oni głodowali – ona bochnami chleba kazała czyścić wielkie ściany swojej rezydencji. Spotkała ją za to ostatecznie kara: pałac wraz z jego bezwzględną mieszkanką pochłonęła ziemia, a na wierzchu pozostało tylko małe bajoro.
Podania o ryszkach i złej księżnej jeszcze nigdzie nie opisano, więc to cenna zdobycz etnograficzna. Pan Artur uzupełnił jeszcze, na podstawie przekazów seniora jego rodu, obraz znanego już siemianowiczanom utopca z Michałkowic. Wiemy, że np. wydzierał on kobietom torby z zakupami, ale - okazuje się - miał też swój charakterystyczny rys. Otóż zazwyczaj chodził w drewniakach i stukał nimi wprawiając w przerażenie słyszących to ludzi, którzy drżeli na myśl zbliżającego się stwora. Kiedyś przestraszył tym stukotem konie zaprzężone do wozu. Stanęły one dęba , ale gospodarz, człowiek wierzący, wezwał na pomoc niebieskie moce i zażegnał niebezpieczeństwo.
Indagowany o dzisiejsze nadprzyrodzone moce historyczny śledczy z Muzeum Miejskiego, wspomniał o kilku aktualnie żyjących wiedźmach, ale jako człowiek kultury i dżentelmen, stanowczo nie chciał ujawnić ich personaliów…Ale o wróżkach możemy powiedzieć - w Siemianowicach Śląskich są przynajmniej dwie: Aradia i Otylia:)