Walentynkowe ploteczki
„ Dowody proszę” – powiedziała kiedyś pani kierownik Grażyna Szulc do pary, która przyjechała do siemianowickiego USC, by zawrzeć związek małżeński. Reakcja pana młodego była natychmiastowa: zapytał mianowicie „ A gdzie tu jest woda ?”…
W związku z tym przypadkiem pani kierownik bardzo już uważa na formę, w jakiej artykułuje potrzebę zaglądnięcia do dokumentów tożsamości, bowiem mocno zależy jej na tym, aby nie stresować przyszłych małżonków.
Stres bowiem i bez dodatkowych „atrakcji” daje im się we znaki. Do tego, że panie ronią łzy, już się Grażyna Szulc przyzwyczaiła, natomiast wrażenie wywarli na niej panowie, którzy – zdarzyło się to parę razy – albo płakali ze wzruszenia, jak bobry, albo też ze zdenerwowania wybuchali niepohamowanym śmiechem. W tym drugim przypadku stres jednak ostatecznie mijał, bowiem ów śmiech bywał tak bardzo zaraźliwy, że opanowywał natychmiast całą salę, jednym słowem atmosfera błyskawicznie rozluźniła się.
W siemianowickim USC nigdy nie było tak dramatycznie, aby któraś z osób stających na ślubnym kobiercu uciekła przed powiedzeniem ważnego „tak”, jednak wcale nierzadkie były przypadki, kiedy przyszli małżonkowie ostatecznie rozstawali się tuż przed uroczystością, nie powiadamiając nawet urzędnika mającego im udzielić ślubu.
„ A my zawsze czekamy, bo też zdarzało się i tak, iż młodej parze zepsuł się samochód i znacznie się spóźniała na swój ślub – opowiada pani kierownik – Dwukrotnie wydarzyły się wypadki z udziałem limuzyn, którymi jechali młodzi. Udzielałam więc ślubu pannie młodej w wybrudzonej sukience i usmarowanemu panu młodemu. Jeśli jednak nikomu nic się nie stało – co było najważniejsze – ceremonia przebiegła już bez dalszych niespodzianek i mam nadzieję, że dalsze wspólne życie tych par toczy się szczęśliwie”