Samochodowy problem miast
W ciągu ćwierćwiecza liczba aut w kraju nad Wisłą wzrosła aż czterokrotnie. To zaś oznacza więcej spalin, korków i kłopotów z miejscami parkingowymi.
Liczba samochodów w polskich miastach zdecydowanie rośnie. Według danych Polskiego Związku Motorowego w 1990 roku mieliśmy zarejestrowanych około 9 mln aut. W 2015 roku było to już prawie 27,5 mln. Należy się zastanowić, co z tym zrobić, biorąc pod uwagę to, że miasta nie rozrastają się aż tak szybko, jak rośnie liczba samochodów – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Jędrzej Puzyński, dyrektor Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
Z przeprowadzonych analiz jasno wynika, że miast gdzie na 1000 mieszkańców przypada co najmniej tyle samo samochodów – też przybywa. Co gorsza: na horyzoncie nie ma nawet cienia szansy, żeby ów trend zatrzymać.
To już stanowi dla wielu samorządów spory problem, a będzie tylko gorzej. Owszem, nie brakuje działań polegających np. na zamykaniu centrów miast dla ruchu kołowego. Fachowcy są jednak zgodni: potrzeba rozwiązań strukturalnych zamiast tych tylko doraźnych.
- Miasta w Polsce niezbyt dobrze radzą sobie z rosnącą liczbą samochodów. Podejmują pewne działania, inwestują w transport publiczny, zastanawiają się też nad możliwością wprowadzenia stref ograniczonego ruchu czy zakazu wjazdu samochodów z silnikiem diesla do centrów. Jednak w dalszym ciągu nie ma możliwości prawnych, żeby wprowadzić u nas takie rozwiązania. Wiemy, że w państwach zachodnich, na przykład we Francji czy Wielkiej Brytanii, one już funkcjonują. Możemy więc podejrzewać, że prędzej czy później pojawią się też w Polsce – twierdzi na łamach portalu biznes.newseria.pl Jędrzej Puzyński.
Dzisiaj wydaje się, że nie ma innej drogi jak tylko właśnie ograniczanie ruchu samochodowego oraz podnoszenie opłat za parkowanie. Do tego jeszcze jak najszersza promocja komunikacji publicznej. Bez wsparcia odpowiednimi przepisami na terenie całego kraju sami samorządowcy jednak mogą sobie z tym nie poradzić.
Obecnie kwestie stref parkowania regulują przepisy z 2003 r. Ministerstwo Rozwoju pracuje obecnie nad projektem ich nowelizacji. Miasta powyżej 100 tys. mieszkańców mają mieć możliwość wyznaczania dwóch rodzajów stref: zwykłej i śródmiejskiej, a wysokość stawki za pierwszą godzinę parkowania ma być zależna od płacy minimalnej (dziś jest to 2000 zł brutto, od 1 stycznia 2018 r. stawka ma wynieść 2100 zł brutto) i ma wynosić maksymalnie 0,15 proc. tej kwoty w strefie zwykłej i 0,45 proc. – w śródmiejskiej (w tej drugiej może to być koszt nawet 9 zł).
Nie tylko wyższe opłaty miałyby skłaniać Polaków do poszukiwania i korzystania z alternatywnego transportu. Dzisiaj nie brakuje też nowoczesnych rozwiązań idących w tym właśnie kierunku, jak chociażby ridesharing i carsharing. W pierwszym przypadku właściciel prywatnego samochodu dzieli go z innymi współpasażerami. W Polsce usługa jest dostępna za pośrednictwem Ubera czy Taxify. W drugim auto można wypożyczyć za pomocą specjalnej aplikacji. Po zakończeniu jazdy przejmuje je inna osoba. Taka usługa działa m.in. w Krakowie (Traficar) i Wrocławiu (GoGet), natomiast w Warszawie działa już kilku operatorów (Traficar, Panek, 4Mobility, Omni). W USA i niektórych krajach Europy Zachodniej działają również aplikacje (np. CARMAnation, Indigo) umożliwiające współdzielenie miejsc parkingowych.
Czy takie rozwiązania przyjmą się na dobre w Polsce? Znawcy tematu są optymistami. Argumentem jest nasza miłość do nowych technologii. W Warszawie już 25 proc. osób chętnie korzysta z transportu uwspólnionego – przy pomoc aplikacji Uber. Aż 2/3 warszawiaków zadeklarowało zostawienie swoich czterech kółek na rzecz dobrze zorganizowanej komunikacji publicznej.
Rozwiązania będą musiały nadejść jak najszybciej, bo sytuacja z roku na rok staje się coraz bardziej dramatyczna. Żeby się o tym przekonać wystarczy wziąć do ręki zeszłoroczny raport holenderskiej firmy TomTom. Sprawdzane jest natężenie ruchu oraz porównywany czas podróży przez całą dobę. Punktem odniesienia jest swobodny przejazd bez żadnych utrudnień. Pomiary przeprowadzono w 390 miastach na terenie 48 państw na całym świecie. W światowym rankingu brylują Meksyk, Tajlandia, Indonezja, Chiny, Turcja, Rumunia, Brazylia i Tajwan. Jest również polski akcent. Piątym najbardziej zatłoczonym miastem świata jest Łódź. To miasto pod względem zakorkowania pokonało takie europejskie metropolie jak Moskwę, Londyn, Marsylię, Palermo czy Dublin. Co gorsza Łódź dosyć szybko w kraju gonią takie miasta jak Lublin, Kraków, Warszawa, Wrocław, czy Poznań.