Ogórek, wcale nie taki…”zielony”
Wakacje, czas wzmożonych urlopów i zastoju, zwanego sezonem ogórkowym. A skoro tak, to jak można nie napisać o warzywie, które jest – można rzec – „twarzą” wakacji. Okazuje się, że ogórek, to mimo tak prostego, niewyrafinowanego kształtu, jarzyna nie tylko z bogatą historią, ale i wręcz tajemnicza, magiczna.
Od najdawniejszych czasów ceniono to warzywo uważając, że wspaniale orzeźwia i zaspokaja pragnienie. Wierzono, że sok z ogórków wzmaga inteligencję i temperament, radzono, aby uwzględniły go w jadłospisach żony, które mają …”niezbyt rączych” mężów. Skądinąd , jako warzywo o właściwościach chłodzących, niektórzy dla odmiany uznawali, że jest tzw. anafrodyzjakiem, czyli że jedzenie ogórków może nie wzmacniać, ale osłabiać libido. Sałatka z zielonej sałaty i świeżego ogórka kiedyś była zalecana mnichom w klasztorach Kobiety pragnące mieć dzieci nosiły ogórki przywiązane do sznurka wokół talii, podobnie jak akuszerki, które wyrzucały je, gdy tylko poród dobiegł końca. W średniowieczu wierzono, że jeśli do łóżeczka gorączkującego dziecka włoży się ogórek, to temperatura w niego „wsiąknie”. Arab, gdy chce okazać czułość mówi: „mój ogóreczku”. Za panowania Zygmunta Augusta propagowano w Polsce ogórki, twierdząc, że zapobiega „zarazie morowej”. Ciekawostką jest, że Rzymianie leczyli ogórkami dolegliwości związane z ukąszeniem skorpiona i wady wzroku, a także odstraszali nimi myszy.
Jak z tego widać, ogóreczek, wbrew pozorom, wcale nie jest taki „zielony”…