Kolonie z wojną w tle - wspomnienie Urszuli Krakowskiej
Autorka książki „Sen o Hucie Jerzego” – Urszula Krakowska - wydała kolejną porcję swoich wspomnień. Tomik zatytułowany „Siemianowickie reminiscencje” zawiera obrazki z powojennych Siemianowic, docierając nawet do współczesności w zgrabnym zabiegu połączenia nurtu tego, co zapisane w pamięci, z tym co aktualne, poprzez relacje ze spotkania klasowego po latach.
Wraz z rozpoczęciem wakacji roku 2014 można wspomnieć inne – pierwsze powojenne, które opisała autorka nowo wydanej książki. To były wakacje, podczas których dzieci upajały się zapachem swobody, ale też ciągle jeszcze dochodziły do ich świadomości tragiczne akordy wojny.
„ Rok szkolny dobiegł końca i rozpoczęły się wakacje. Nadchodzące lato ostro rozgrzewało powietrze osnute gęsto szarym dymem nie pozwalającym przeniknąć złocistym promieniom słońca. Nie zwlekając, uruchomiono pierwszy, powojenny turnus kolonii letnich w zalesionej okolicy Kędzierzyna.( Wcześniej autorka wspomina usilne starania Rady Zakładowej kopalni, o zorganizowanie dzieciom wypoczynku na świeżym powietrzu, wśród lasów - przyp.red.) Tymczasem nawet nie minął półmetek pobytu, kiedy nadeszła przerażająca wiadomość o eksplozji granatów wojennych, które zabiły kilku chłopców, uczestników tych kolonii./…/ Siemianowice tłumnie żegnały w serdecznym smutku dzieci, które przetrwały wojnę, lecz zginęły w tak tragiczny sposób w czasie pokoju Po tych bolesnych przeżyciach przygotowywano się do drugiego turnusu kolonijnego w Sławęcicach, dzielnicy Kędzierzyna – Koźle nad rzeką Kłodnicą. W 1944 roku naloty samolotów dokonały tam wielkich zniszczeń chociaż zachował się piękny park z zabytkową zabudową. Jedynie smutne skojarzenia budził widok pozostałości po niemieckich obozach wojennych. Na szczęście te nastroje zagłuszał pobliski las witający dzieci nieznanym im zniewalającym zapachem. Dzieci zamieszkały w budynkach poobozowych w otoczeniu drzew.
Na wykarczowanym placyku w pogodne dni spędzały większość czasu. Zaostrzono rygor wstępu do lasu. Można było tylko spacerować przystosowaną dróżką biegnącą brzegiem lasu pod opieka wychowawców. Jednak pobliskie pozostałości poobozowe kusiły. W pobliżu placyku zabaw drut kolczasty zagradzał resztki po niemieckim obozie pracy i zagłady. Ponieważ łatwo było to ogrodzenie pokonać, dzieci cichaczem tam się przemykały z ciekawością przyglądając się rozrzuconym, pasiastym strzępom ubrań obozowiczów, fragmentom łóżek, noszy i naczyń. Wchodząc do ceglanego budynku byłego krematorium jedna z wścibskich dziewczynek otworzyła żelazne drzwiczki pieca próbując się w nim ułożyć. Ten wybryk na szczęście udało się utrzymać w tajemnicy przed personelem kolonii…”