Hulaj dusza z imionami...
Od stycznia 2015 roku obowiązywać będzie ustawa, wprowadzająca liberalizację w nadawaniu dzieciom imion. Zezwoli ona na obdarzenie potomka zdrobnieniem imienia, czyli chłopiec, a potem dorosły pan będzie miał na imię np. Jaś, a nie Jan. Nie będzie też przeszkód – jak to tej pory - aby wybrane przez rodziców imię nie rozróżniało płci dziecka np. Angel, czy Sasza.
Kierownik USC Grażynę Szulc zapytałam, czy wybór imion przez siemianowiczan jest źródłem jakichś trudności z ich rejestracją, czy raczej zgłaszają oni imiona, które mieszczą się w nakreślonych przez ustawodawcę ramach.
- Raczej nie mamy problemów w tej kwestii, choć sporadycznie zdarzają się. Osobiście staram się nie czynić przeszkód, ale oczywiście muszę stosować się do obowiązujących aktów prawnych. Najczęściej pewien kłopot w naszym USC stanowiła chęć zapisania imienia w wersji obcojęzycznej. Jeżeli ktoś chciał nadać imię John, to wobec istnienia w języku polskim imienia Jan, sugerowane jest użycie właśnie jego. Kiedy jednak jedno z rodziców miało obywatelstwo innego kraju, uznawałam zasadność wyboru wersji „John”.
Niestety, w przypadku kiedy rodzice mają wolę obdarzyć dziecko imieniem pochodzącym od nazwy pospolitej, to zalecenia Rady Języka Polskiego są jednoznaczne: „Nie powinno się nadawać imion pochodzących od wyrazów pospolitych, takich jak antena, bławatek, goździk, kąkol, sonata, sonatina itp. oraz pochodzących od nazw geograficznych, np. Dakota, Eurazja, Korea, Malta.”
- Czytałam, że ktoś chciał nazwać córeczkę Poziomka i Rada wydała negatywną opinię, uzasadniając niezgodnością z przepisami (bo nazwa pospolita) oraz tłumacząc, iż jeśli malutka dziewczynka może budzić skojarzenia ze słodką poziomką, to niekoniecznie będzie takie imię konweniować z dostojną przedstawicielką nauki, czy panią prezes. Zupełnie przypadkowo natknęłam się na materiał prasowy, w którym informowano o potrzebie nazwania potomka Pomidora i Poziomki – małego żubrzątka…
- No cóż, niesieni falami miłości do dziecka, chęci uczynienia go niezwykłym już poprzez imię, rodzice niejednokrotnie wyrządzają mu krzywdę, narażając na docinki środowiska. Po to właśnie jest ustawa. Chociaż rodzice, którzy byli tak zdeterminowani, żeby dać synowi imię Dąb, że dochodzili tego prawa sądownie – uzyskali tę możliwość. Czy z tym imieniem dobrze się czuje ich dziecko…
Cóż, po powyższych dywagacjach, nachodzi mnie refleksja banalna – bo prosta, jak przysłowiowy drut - ale zarazem ryzykowna, gdyż dla niektórych zapewne brzmiąca obrazoburczo, taka mianowicie, że z wolności trzeba umieć korzystać. A wydawałoby się, że jak wolność, to hulaj dusza…