Górnoślązacy w Bawarii
Kilka dni temu pięćdziesięcioosobowa grupa z Siemianowickiego Związku Górnośląskiego Koła Tuwim wróciła z wycieczki do Bawarii. Podzielę się kilkoma spostrzeżeniami z tego wyjazdu.
Nie trzeba chyba już nikogo przekonywać, że to wyjątkowo urokliwy region Europy. Przede wszystkim piękne, ukwiecone domy, czysto, ład i porządek. Autostrady równiutkie jak stół. Dużo tzw. ferm wiatrowych i kolektorów słonecznych, na co patrzyliśmy z zazdrością, bo przecież to tak bardzo oszczędza środowisko w porównaniu z naszym, tradycyjnym, węglowym sposobem pozyskiwania energii elektrycznej i ciepła.
Ale do rzeczy, organizator tego niezwykle interesującego wyjazdu, szef Koła Tuwim, Andrzej Karusta zaproponował niezwykle bogaty program. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od miejscowości Bamberg, zwanej "Wenecją Północy". Przepięknie wyglądały kawiarenki i restauracje tuż nad wodą, wąskie zabytkowe uliczki, archikatedra św. Piotra, romańskie opactwo benedyktyńskie. Nic dziwnego, że stare miasto zostało wpisane na listę Unesco, światowego dziedzictwa kulturowego. Następnie pojechaliśmy do Norymbergii, większości z nas kojarzącej się ze słynnym procesem przeciwko katom drugiej wojny światowej.
Nic więc dziwnego, że miejscowa przewodniczka, Polka z pochodzenia głównie na tym się skupiła i zasypywała nas danymi dotyczącymi tego miejsca nierozerwalnie związanego z brunatnym reżimem. Pokazywała stadion wybudowany przez Hitlera, który miał pomieścić pół miliona ludzi, na którym m.in. ogłaszał on swoje ustawy rasowe. Hitler przebudowywał tam także starówkę, zdejmował tabliczki, które by wskazywały, że do rozwoju miasta przyczynili się także Żydzi i ludzie innej narodowości.
W kolejnym dniu odwiedziliśmy małe górskie państwo Liechtenstein nad Renem, ze stolicą Vaduz. Jest to jedno z najbogatszych państw świata i tzw. raj podatkowy. Nic więc dziwnego, że uczestnicy wycieczki z Polski z trudem mogli sobie kupić małe piwo, breloczek czy loda. Ale zegarki firmy Patek czy Frank Muller kupowały przy nas Chinki i Japonki. My o takich luksusach nawet nie marzymy.
Po odpoczynku w hotelu, w kolejnym dniu zwiedzaliśmy Monachium, stolicę Bawarii. Mnie najbardziej utkwił w pamięci wyjazd na dwustumetrową wieżę telewizyjną Olympiaturm, skąd można było zobaczyć panoramę całego miasta, Stadion Allianz Arena oraz wizyta w muzeum i salonach BMW (tam oczy i serce zgubili zwłaszcza panowie z naszej grupy) oraz rynek i tzw. nowy ratusz. Ta nazwa jest trochę myląca, bo ten nowy wygląda na bardzo stary, prześliczny i przebogaty. Ludzie sympatyczni, uśmiechnięci. Do muzeów, na wieżę i do innych instytucji wchodzi się bez kontroli, jakby Niemcy chcieli pokazać, że to piękny wolny kraj, w którym szanuje się wszystkich bez różnicy. Byliśmy także w słynnej restauracji Hofbrauhaus, na kolacji przy muzyce i występach na żywo, piliśmy bawarskie piwo i oglądaliśmy przybyszów z całego niemal świata, którzy tak jak my, chcieli podziwiać ten piękny kraj, kulturę i zabytki Marienplatz.
W czwartym dniu, starczyło już tylko czasu na przepłynięcie na wyspę na Jeziorze Chiemsee i zwiedzanie zamku króla Ludwika II.
Pałac Herrenchiemsee był ostatnim wielkim przedsięwzięciem budowlanym Ludwika II; król mieszkał w nim tylko przez krótki czas. Śmierć monarchy w 1886 wstrzymała prace budowlane i projekt nie został dotąd zrealizowany w całości. Ten zamek jest jedną z najczęściej odwiedzanych atrakcji turystycznych świata. Bogactwo tego miejsca wprost zapiera dech w piersiach, toteż było tam tysiące turystów z całego świata, ale to nawet trudno opowiedzieć, to po prostu trzeba zobaczyć. Tym spostrzeżeniem chciałam zakończyć tę krótką relację z pobytu siemianowiczan na wycieczce w Bawarii, z życzeniem dla organizatora tej wycieczki Andrzeja Karusty, by jak najszybciej dołączył do swojej grupy i kontynuował organizację tych arcyciekawych wypraw.
( Zdjęcia z wycieczki)