Szopka 139 świąt
Stare przedmioty – zwykle zachwyca w nich kunszt dawnych rzemieślników, ciekawi niezwykłość odróżniająca od rzeczy otaczających nas współcześnie. Ale te stare przedmioty, towarzysząc przez lata ich właścicielom, bywają także zapisem ludzkich losów, są źródłem wspomnień.
Ciężko było Antoniemu Lei rozstać się z ponad 100 – letnią szopką bożonarodzeniową, która od pokoleń uświetniała wigilię i świąteczny czas w jego rodzinie. Jeszcze trudniej jednak było patrzeć na to, że owa rodzinna pamiątka stopniowo coraz bardziej ulega działaniu czasu, nie mówiąc już o tym, że w mieszkaniu nie bardzo gdzie było ją trzymać. Rok temu pan Antoni postanowił podarować szopkę Muzeum Miejskiemu, a dyrektor Krystian Hadasz osładza mu tę decyzję stwierdzeniem, że eksponat nieodmiennie wywołuje zainteresowanie i zachwyt zwiedzających dzieci.
Pan Antoni zna dzieje szopki od czasów, kiedy znajdowała się ona w domu dziadka Emila Pfohla – szewca z Bytkowa, ale wie, iż początki jej sięgają 1875 roku, kiedy to pierwsze elementy wykonał pradziadek.
- Szopka stała u dziadka w tylnej części budynku – wspomina – Nie demontowano jej, bo wówczas jeszcze, będąc wyposażona w tło, które stanowiło nocne, rozgwieżdżone niebo, zajmowała bardzo dużo miejsca. Była tam po świętach jedynie zasłaniana, ale i tak często ową zasłonę zdejmowano, gdyż przez cały rok do warsztatu dziadka przybywały całe „pielgrzymki” , aby zobaczyć jego dzieło. Bo muszę powiedzieć, że gros postaci i scenerię zrobił mój dziadek, który w ten sposób realizował swoje rzeźbiarskie hobby. Szopka najczęściej miała formę utworzonego ze stopni wzgórza, na którego szczycie znajdowała się stajenka ze świętą rodziną. Poniżej ustawione były inne figurki – pasterzy, trzech monarchów, zwierząt. Nad wszystkim górowali aniołowie. Wykonane z ciemnoniebieskiego papieru niebo delikatnie rozświetlały małe żarówki – gwiazdki. Wszystko tonęło w mroku tej niezwykłej nocy, kiedy narodziło się Boże Dziecię, tylko sama stajenka przyciągała oczy bijącą z niej jasnością. Obok szopki zawsze ustawiona była choinka. Oczywiście prawdziwa, pachnąca. Była też pozytywka w kształcie patefonu z melodią kolędy „Cicha noc”. Pamiętam, że ta szopka niemal każdego roku wyglądała trochę inaczej. Oglądający ją dorośli i dzieci zgłaszali bowiem swoje propozycje. Mawiali: „ O, jaka piękna! A jakby jeszcze …” - i tu dzielili się swoim pomysłem. No i dziadek, gdy spodobał mu się ten pomysł – uwzględniał go w następnym roku. A to dorobił jakąś figurkę, a to inaczej poustawiał istniejące już elementy. A to znowu mój tato także wyrzeźbił kilka owieczek – tak, że ta szopka, można powiedzieć, ciągle żyła.
W rodzinie pana Antoniego nie wyobrażano sobie wręcz świąt bez klejnotu familii, jaki stanowiła szopka. Nawet pod koniec okupacji, kiedy jeden z ss – manów koniecznie chciał ją zabrać, udało się jakoś wybronić rodzinną pamiątkę. Tylko w pierwsze święta po śmierci dziadka, szopka – jego dzieło - pozostała zakryta…
Od roku szopkę można oglądać w Muzeum Miejskim. Widzimy poszczególne figurki, pracowicie i z widoczną radością tworzenia, wyrzeźbione przez szewca z Bytkowa. Towarzysząc przez ponad wiek rodzinie i potomkom Emila Pfohla - ilu wydarzeń ważnych w życiu tych siemianowiczan była ona świadkiem...