Matejkowskie granie, czyli 23 finał WOŚP w II LO
To, że uczniowie II LO im. Jana Matejki w Siemianowicach Śląskich angażują się aktywnie w akcje charytatywne, to nie żadna nowość. Jak co roku też w szkole powstał sztab Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, wyjątkowo duży, bo liczący aż 150 osób. Obejmował on nie tylko Matejkowiczów, ale także uczniów siemianowickich gimnazjów, którzy także chcieli wnieść swój wkład w tę naszą jedyną i niepowtarzalną polską akcję, jakiej nie ma na całym świecie, takie „pospolite ruszenie” ludzi dobrej woli. (Duża grupa reprezentowała zwłaszcza gimnazjum numer 2). Opanowanie tego wszystkiego to nie taka prosta sprawa, organizacja rozpoczyna się na kilka miesięcy przed samym finałem, a tu trzeba zebrać poprawnie wypełnione formularze, zdjęcia na identyfikatory, zgody rodziców itd. Nikt nie robi tego lepiej, niż dobry duch matejkowskiego wolontariatu, mgr Beata Zaręba. Tylko ona wie, ile czasu potrzeba, żeby taka niedziela, jak 11 stycznia, mogła dojść do skutku.
Wolontariusze zaopatrzeni w identyfikatory i zabezpieczone przed otwarciem puszki wyruszyli w teren. Przeciętnie kwestowali około 6 godzin, ale byli tacy, którzy poświęcili dużo więcej czasu. Po przybyciu do szkoły i zdaniu puszki młodzi ludzie mogli odpocząć, zjeść coś ciepłego i po prostu pobyć razem, porozmawiać czy pośpiewać. Pogoda na szczęście dopisała – nie lało, jak w sobotę. Szkoda, że w niedzielę mieszkańcy Siemianowic rzadko wychodzą z domu, jeżeli gdzieś idą, to zwykle do kościoła, dlatego place kościelne były miejscami pełnymi kwestujących, co czasem nieco deprymowało wychodzących ze mszy ludzi. Wiele osób czuje potrzebę wytłumaczenia się, mówią „Ja już wrzuciłem coś do puszki” pokazując przyklejone na płaszczu serduszko. Młodzież zapytana o reakcję ludzi na ich obecność kilkakrotnie wspominała nieprzyjemne komentarze przechodniów, sugerujące niecne zamiary kwestujących czy też kwestionujące samą akcję. Trzeba mieć twardą skórę i mocne nerwy, żeby nie zareagować. Skąd takie opinie? Może spowodowały je niepochlebne komentarze w Internecie, dotyczące WOŚP? Uczniowie nie biorą sobie tego do serca. Może gdzieś zdarzają się incydenty, ktoś wyciąga z puszki gotówkę. Gdzieś, nie tu. Oni wiedzą, po co przyszli i dla kogo zbierają fundusze – w tym roku na diagnozowanie chorych dzieci oraz godną opiekę medyczną dla osób starszych. To może dotyczyć każdego z nas, prędzej czy później.
Wolontariat uzależnia. Matejkowicze, którzy angażują się w WOŚP w klasie pierwszej, z reguły działają aż do klasy trzeciej. Przychodzą absolwenci, ci najnowsi, jak Iga czy Asia, ale także weterani, którzy z przerwami wzięli w tym roku (z przerwami) udział w finale WOŚP po raz dziewiąty. Szczególną osobą w tym gronie jest Roksana, absolwentka sprzed czterech lat, prawa ręka mgr Zaręby. Zapytana, dlaczego bierze udział w orkiestrze, odpowiada: -„Bo to akcja, która ma sens. Pomagając w hospicjum Cordis widzę, ile sprzętu placówka zyskała dzięki WOŚP-owi. A tym ludziom jest on naprawdę potrzebny. Państwo nigdy nie zainwestowałoby tyle pieniędzy w szpitale i podobne placówki” – Jej zdaniem to, że ludzie nie zawsze dobrze reagują na wolontariuszy, wynika z niewiedzy. Zapytana, czy wolontariuszy nie jest po prostu za dużo w stosunku do darczyńców słusznie zauważyła, że jeżeli młodzież spędza czas zbierając datki na szlachetne cele zamiast siedzieć przed komputerem, powinno być raczej postrzegane pozytywnie. Roksana nie ma niemiłych wspomnień związany z orkiestrą. - „W akcji uczestniczą wspaniali ludzie, cieszę się, że mogę z nimi współpracować. Bez względu na krytykę, będziemy po prostu grać dalej”.
Po wspólnym zebraniu się wokół tradycyjnego ogniska i puszczeniu „światełka do nieba” szkoła powoli pustoszeje, panie sprzątaczki zbierają z auli papierowe talerzyki i kubki, wycierają podłogi. Jutro normalne lekcje. W tym roku udało nam się zebrać 26.189.94 zł.
Czy to dużo? Dla potrzebujących liczy się każdy przysłowiowy grosz. Zrobiliśmy, co w naszej mocy. Za rok na pewno znowu się postaramy.