Rosomak elektroniką najedzony
W tegorocznym budżecie Ministerstwa Obrony Narodowej ponad 404 mln zł ma być wydane na elektroniczne punkty dowodzenia i wsparcia pola walki, które mają wspomóc przede wszystkim produkowane w Siemianowicach Śl. kołowe transportery opancerzone „Rosomaki”.
W najbliższych 12 miesiącach polska armia ma zamiar wydać najwięcej pieniędzy w swojej historii, na co pozwolić ma pokaźny budżet: na wydatki przeznaczono przeszło 8 mld zł. Nie ma co jednak oczekiwać na hurraoptymistyczne okrzyki i odpalanie fajerwerków. Tym razem przedstawiciele MON wola radować się w sposób umiarkowany. W zeszłym roku wszak resort miał też wydać równie rekordową kwotę, ale kłopoty budżetowe zmusiły do sporych cięć (ok. 2 mld zł). Teraz może być podobnie, wiec nie ma sensu już na początku roku sztucznie pompować balon; lepiej chwalić się nim później. Jak będzie czym.
W zbrojeniowym budżecie produkowane w Siemianowicach Śl. Rosomaki mają zasadnie istotne miejsce. Na unowocześnienie ich elektroniką, by stały się jeszcze bardziej konkurencyjne na rynku, ministerstwo chce wydać ponad 404 mln zł. Wcześniej, na mocy dodatkowo podpisanej umowy, ustalono, że do 2019 roku Wojskowe Zakłady Mechaniczne SA w Siemianowicach Śl. dostarczą 307 Rosomaków w wersji bazowej. Umowa warta jest 1,65 mld zł. MON zamierza wykorzystać je do budowy wozów bojowych z bezzałogową wieżą uzbrojoną w karabin, działko i wyrzutnię przeciwpancernych pocisków kierowanych Spike oraz wersji specjalistycznych KTO, w tym pojazdów rozpoznawczych R1 i R2, moździerzy samobieżnych Rak oraz wozów dowodzenia – WD. Jak zapowiedział Adam Janik, dyrektor siemianowickich zakładów, w pierwszej kolejności wojsko dostanie wozy rozpoznania technicznego i Raki.
Jak przekonują przedstawiciele MON czas realizacji kontraktu i liczba dostarczanych transporterów została dostosowana do potrzeb Wojsk Lądowych
- Podpisanie kolejnej umowy ma dla nas ogromne znaczenie i pozwala nam na spokojny, dalszy rozwój. To korzystne dla zakładów w Siemianowicach i ponad stu ich kooperantów, ale także dla zamawiającego, bo ma on gwarancję stabilnych dostaw. Mogliśmy też wynegocjować niższą cenę– mówi Michał Rumin, rzecznik WZM SA.
Budżet MON na 2014 r. wyniósł 32 mld zł. Modernizacja armii ma pochłonąć przeszło 8 mld, a 14 programów strategicznych w sumie 3,5 mld zł. Wiadomo, że okrojono mocno pierwotny plan zakupu 70 śmigłowców bojowych (tutaj rywalizują trzy potężne koncerny: Sikorsky z USA, Augusta Werstland z Włoch i francuski Eurocopter). ZA ok. 140 mln zł uda się zakupić jedynie śmigłowce dla VIP-ów. W dziale obrona przeciwlotnicza kolejny raz zabraknie funduszy na zakup antyrakiet, w ramach tarczy. Nie ma co liczyć też na zakup nowych czołgów. Zamiast tego do polskiej armii kolejnych 119 Leopardów z niemieckiej Bundeswehry. Wszystkie (128) będą za to zmodernizowane i dodatkowo wyposażone.
Analizując budżet zbrojeniowy na 2014 r. pozornie można mieć wiele powodów do zadowolenia. Zaplanowana kwotastanowi ustawowo założone 1,9 proc. PKB. Jesteśmy więc w tej dziedzinie w czołówce krajów europejskich, gdyż więcej na armię wydają jedynie tak silne kraje jak Francja, Hiszpania, Rosja, Turcja, Wielka Brytania i Włochy.
Znawcy tematu jednak bardzo sceptycznie podchodzą do planów wydatkowych resortu, zwłaszcza na programy operacyjne. Przede wszystkim tegoroczna suma na nie powinna, wedle ministerialnych założeń, być dwa razy większa (przeszło 7 mld zł). Najkosztowniejsze zaś programy operacyjne dopiero przed krajem nad Wisłą: po 2017 program dotyczący śmigłowców (15 mld zł), czy okrętów podwodnych (co najmniej 6 mld zł).
Czy rzeczywiście uda się spełnić przynajmniej większość tych wszystkich założeń? Im bliżej będzie wyborów, tym częściej będziemy słyszeć potakujące zapewnienia. Jak będzie naprawdę – czas pokaże. Jedno jest pewne: resort pokazał swoimi decyzjami, że Rosomak zajmuje należne miejsce i chociaż tutaj funduszy powinno w najbliższych latach nie zabraknąć.