Film o Zdanie
W przeddzień 69. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego przypominamy film o podpułkowniku Tadeuszu Majcherczyku – Zdanie, siemianowiczaninie, który w Powstaniu Warszawskim dowodził najpierw 1 kompanią batalionu „Łukasiński”, a następnie batalionem „Chrobry I”.
Tadeusz Majcherczyk – Zdan urodził się 30 stycznia 1906 roku, choć można gdzieniegdzie przeczytać, że urodził się w roku 1905 – to dlatego, że chcąc zostać przyjętym do oddziałów walczących w obronie Lwowa, „dodał sobie” jeden rok życia. Był synem Teofila, dyrektora siemianowickich zakładów cukierniczych „Hanka”, nazywanego w gronie najbliższych „czekoladowym dziadkiem”. W 1918 roku, kiedy miał niespełna trzynaście lat, uciekł z domu i wraz ze swym starszym bratem Lucjanem wziął udział w walkach w obronie Lwowa (w walkach tych jego brat zginął). Potem brał udział w wojnie polsko – bolszewickiej.
Po maturze podjął naukę w Wyższej Szkole Handlowej w Katowicach, pracując równocześnie w Syndykacie Hut Żelaza. Angażował się w działalność patriotyczną. Pełnił funkcję w Siemianowicach funkcję komendanta Związku Rezerwistów. Wyróżniał się aktywnością w czasie zbiórek na Fundusz Obrony Narodowej. W 1938 roku wstąpił do wojska. Tuż przed wybuchem wojny współorganizował batalion Obrony Narodowej „Katowice”, który wszedł w skład 201 pułku piechoty rez. (55 dywizja piechoty) jako jego I batalion (Tadeusz Majcherczyk pełnił w nim funkcję adiutanta).
W kampanii wrześniowej przeszedł cały szlak bojowy 201 pułku piechoty – od Katowic i Wyr przez Kazimierzę Wielką, Osiek do Tomaszowa Lubelskiego, gdzie armia „Kraków”, w skład której wchodziła 55 dywizja piechoty, złożyła broń. W bitwie pod Tomaszowem Lubelskim został ciężko ranny i dostał się do niewoli niemieckiej. Został wywieziony do Oflagu IV C w Colditz (w Saksonii); w maju 1940 r. Niemcy część szpitala obozowego przewieźli do Szpitala Ujazdowskiego w Warszawie; w przywiezionej grupie znalazł się por. Majcherczyk; szybko nawiązał kontakty konspiracyjne; wstąpił do POZ a potem do AK; po wymeldowaniu ze szpitala (1942 r.) zamieszkał w Al. Jerozolimskich pod nr 77; por. „Zdan” działał bardzo aktywnie, był dobrym organizatorem, zjednywał sobie sympatię podwładnych, był nie tylko dowódcą, lecz także przyjacielem i opiekunem; został dowódcą 1 kompanii w batalionie „Łukasiński”, którą w czasie okupacji przygotowywał do przyszłych działań, dowodził nią od 1.08.1944 r. w walkach na odcinkach: Synagoga na ul. Tłomackie, ulice Leszno, Wronia, Krochmalna, Grzybowska przy Towarowej, Nalewki i najdłużej na reducie Bank Polski i „Ryglu” między ulicami Senatorską i Bielańską. 12 sierpnia kpt. „Zdan” został ranny odłamkiem w klatkę piersiową, ale nie opuścił swoich żołnierzy i w dalszym ciągu dowodził swoją kompanią. 18 sierpnia został mianowany dowódcą batalionu „Chrobry I”, który walczył w rejonie Pasażu Simonsa. 23 sierpnia 1944 r. został ciężko ranny; trafił do szpitala przy ul. Długiej 7. Za swoje czyny odznaczony został Krzyżem Orderu Virtuti Militari V klasy i Krzyżem Walecznych.
Podkomendny Tadeusza Majcherczyka Jerzy Zarębski, ps. „Bazylewicz” w taki oto sposób charakteryzuje swojego dowódcę:
„Ruchy miał szybkie, energiczne, niecierpliwe. Spostrzegłem w jego zachowaniu, a potem słowach, coś jeszcze innego: sposób bycia i odnoszenia się do zwierzchników nienaganny, formalnie nacechowany szacunkiem i dyscypliną, bardzo rzeczowy, a jednocześnie zaakcentowany nutką jakby ironii. Mówił krótkimi zdaniami, szybko, lekko się czasem zacinając. Miałem nieodparte wrażenie, że kilkakrotnie chciał powiedzieć: "Dobrze, panowie, kończmy zebranie. Wiemy już wszystko. Na mnie już czas."
Niecierpliwość, pogardliwy, a w najlepszym przypadku ironiczny, stosunek do „ważniaków”, zarozumialców, a szczególnie dyletantów lubiących rozkazywać - to były nieodłączne cechy „Zdana”. Z nimi szedł do Powstania. Nie były to cechy bynajmniej jedyne. Miał jeszcze inne, bardzo ważne: imponujący start do każdej akcji, piorunującą szybkość działania, żelazną rękę w natarciu, rozmach, impet. Był typowym okazem komandosa, uosobieniem cech, jakie powinien posiadać powstańczy dowódca.
Żołnierze momentalnie uznali jego autorytet. Imponował im. Zaufali mu całkowicie, bez reszty, pokochali z całego serca, w ogień szli pod jego komendą bez mrugnięcia oka. Przed wszystkim jednak szedł on sam.
Nie tracił głowy, gdy było źle. Stosował szybkie przegrupowania i zmiany stanowisk ogniowych. Czasem było już naprawdę bardzo "grobowo", wystarczyło jednak gdy krzyknął: „Rkm do mnie, piorunem”, a strach się zmniejszał i bractwo przegrupowywało się sprawnie i bez bałaganu. Zarodki paniki likwidował błyskawicznie, wyczuwając jej oznaki iście psim węchem.
Zazdrościliśmy mu wszystkiego. Ale to nie było zazdrość w typie zawiści, o nie. Po prostu chcieliśmy mu dorównać, być takimi jak on. Wielu nawet kopiowało jego sposób chodzenia, mówienia, a nawet - ubrania.”
2 września powstańcy opuścili kanałami Starówkę. 4,5 tysiąca powstańców ewakuowało się do Śródmieścia, około 800 – na Żoliborz. Na Starówce pozostało około 2,5 tysiąca ciężko rannych żołnierzy oraz osób personelu medycznego, których ewakuacja kanałami nie była możliwa. Życie kpt. „Zdana” znów zawisło na włosku. Zdzisław Janeczek w pracy „Od Sankowic do Siemianowic” na podstawie relacji wdowy po Tadeuszu Majcherczyku odtwarza tamte chwile:
„1 września wobec beznadziejnej sytuacji, dowództwo wydało walczącym oddziałom rozkaz odwrotu. Wycofać się ze Starówki kanałami mogli tylko zdrowi, ciężko ranni musieli pozostać w szpitalu przy ulicy Długiej 7, gdzie 2 września do sal wdarli się Niemcy. Rannych dobijano na łóżkach strzałem z rewolweru. W ostatniej chwili dwie sanitariuszki, Helena Kłosowicz pseudonim „Monika” i „Danka”, zdążyły wyprowadzić rannego dowódcę na podwórzec szpitalny, gdzie odbywała się selekcja. „Monika”, zasłaniając go przed badawczym spojrzeniem Niemców, zerwała z szyi złoty łańcuszek i podała go jednemu z oprawców. Wreszcie kolumna uformowana w piątki otrzymała polecenie wymarszu.
Rozpoczęła się „powstańcza Golgota” Majcherczyka. Ślad jego drogi był znaczony krwią. W pewnym momencie załamała się sanitariuszka „Danka”, która odmówiła dalszej pomocy. W krytycznej sytuacji „Monika” zarzuciła nieprzytomnego „Zdana” na plecy i przeniosła go z wylotu placu Zamkowego pod Kolumnę Zygmunta, gdzie ukryła w gruzach. Tutaj dołączyła do nich „Danka”. Wreszcie w trójkę dotarli do narożnika ulicy Mariensztat. Z około 400 ludzi, których wyprowadzono ze szpitala przy ulicy Długiej, zostało już zaledwie około 30. Niemcy likwidowali strzałem w tył głowy kolejne ofiary, drgające jeszcze w agonii ciała polewali benzyną i podpalali.
Przyszli także zabrać Majcherczyka, którego wraz z sanitariuszkami, ustawiono pod murem. Do egzekucji nie dopuścił Austriak dr Peler Mueller. Na jego polecenie „Zdana” przeniesiono do budynku seminarium ojców karmelitów. Tutaj dokonano zabiegu chirurgicznego amputacji nogi - bez środków znieczulających, by następnie wywieźć go do Pruszkowa, a stamtąd do Wiskotek koło Żyrardowa.”
1 maja 1945 r. Tadeusz Majcherczyk wrócił do Siemianowic, gdzie swoją rodzinę zastał w bardzo trudnej sytuacji materialnej. Żonę, która wróciła z wrześniowej tułaczki spod Lublina, wyrzucono z mieszkania, ponieważ nie przyjęła volkslisty. W nowej rzeczywistości dom Majcherczyków nachodzili miejscowi funkcjonariusze UB. Mimo zabiegów o pracę, major Majcherczyk wszędzie spotykał się z odmową. Ostatecznie wyjechał z Siemianowic i zatrudnił się w Tunelu, gdzie odbudowywano most kolejowy. W 1948 r. wrócił ponownie do Siemianowic, gdzie zamieszkał z żoną i synem.
Teraz musiał dzielić czas między wizyty lekarskie i przesłuchania siemianowickiego UB. Stan zdrowia majora wciąż się pogarszał. Na skutek odniesionych obrażeń stracił całkowicie słuch w lewym uchu. Brak przez dłuższy czas odpowiedniej protezy spowodował otwarcie ran, które wywołały zakażenie w nodze. Odezwała się także ręka. kontuzjowana zatrutymi pociskami we wrześniu 1939 r. Tymczasem zwielokrotniały się najścia i agresywność funkcjonariuszy nowej władzy.
Na krótko zatrudniono „Zdana” w Centrostalu. by natychmiast zwolnić go, po telefonie z UB. Wreszcie zdobył etat zaopatrzeniowca w Zjednoczeniu Wodno - Inżynieryjnym. Budowano wówczas zaporę goczałkowicka. Biura firmy mieściły się w okolicach lotniska katowickiego, przy ulicy Francuskiej 60. „Zdan” codziennie pokonywał tę trasę pieszo. 7 października 1956 r. major Tadeusz Majcherczyk jak zwykle wyszedł do pracy, drogą na skróty przez tory. Wracając do domu, został potrącony przez lokomotywę.
„Prawdopodobnie wada słuchu, częściowo wzroku, a w szczególności brak nogi - przyczyniły się do tej tragicznej śmierci, a może była jeszcze inna przyczyna?” – pyta retorycznie w swej książce Zdzisław Janeczek, jako że wieść gminna niosła, iż mieli do tego swą rękę przyłożyć funkcjonariusze komunistycznej bezpieki.
Tadeusz Majcherczyk – Zdan zmarł 8 października 1956 r. Ciało było tak zmasakrowane, iż trudności z identyfikacją miała nawet najbliższa rodzina. Był kawalerem Orderu Virtuti Militari V klasy, dwukrotnie odznaczonym Krzyżem Walecznych (1939 r. i 1944 r.}, pośmiertnie awansowany do stopnia podpułkownika. W marcu 1983 r. Rada Państwa nadała mu Krzyż Powstańczy.