Do mety już niewiele
Marek Bogdoł, siemianowiczanin, twórca bloga www.drogadotokio.pl,, 7 października br. wystartował w jednym z największych maratonów na świecie - Bank of America Chicago Marathon. Maraton ten zaliczany jest do prestiżowego cyklu World Marathon Majors - sześciu największych maratonów na świecie. W jego skład wchodzą jeszcze biegi w Tokio, Bostonie, Nowym Jorku, Londynie i Berlinie.
Rozmawialiśmy z nim po powrocie.
- Niedawno wróciłeś z Chicago. Po Berlinie, Tokio i Nowym Jorku był to już Twój czwarty Major. Jak było?
- Tak w skrócie i w jednym słowie: zjawiskowo! Dla takich chwil warto było zrzucić kilkanaście kilogramów i zabrać się za sport. Padło na bieganie i tak już zostało. Nie jestem w stanie policzyć, ile dzięki temu przeżyłem niesamowitych chwil. Ile wzruszeń i ciarek na plecach. Na maraton w Chicago czekałem cały rok. Było warto. Kibice byli niesamowici. Pomimo deszczu stali od pierwszego, do ostatniego kilometra trasy. Szczególnie zapamiętam dzielnicę meksykańską. Co tam się działo! Moim celem było pobiec w okolicy 4 h i po prostu dobrze się bawić. To nie był bieg dla życiówki. Te śmiało mogę próbować robić w Polsce. Maraton w Chicago to dla mnie jedna wielka impreza z masą chwil, które zapamiętam do końca życia.
Wszystkich chętnych zapraszam do przeczytania relacji, którą opublikowałem na swojej stronie www.drogadotokio.pl.
- Czy trudno jest się dostać na taki maraton?
- Istnieje kilka możliwości, aby móc wziąć w nim udział. Przede wszystkim można się dostać z losowania, które jest co roku organizowane. W moim przypadku pakiet musiałem kupić u tour operatora. W tym miejscu kłaniam się w pas wszystkim tym ludziom, dzięki którym ten wyjazd w ogóle mógł się odbyć.
- W 2013 r. ukończyłeś maraton w Berlinie. Dwa lata później w Tokio. W zeszłym roku byłeś w Nowym Jorku. Teraz Chicago. Rozumiem, że kolejny cel to Londyn i Boston?
- Pamiętam, że gdy w 2013 r. kończyłem maraton w Berlinie, byłem przekonany, że pozostałe maratony zaliczane do World Marathon Majors pozostaną jedynie w sferze marzeń. Berlin miał być przecież tylko odskocznią od biegów organizowanych w Polsce. Ku mojemu zdziwieniu i co najważniejsze - dzięki wsparciu fantastycznych ludzi, później pojawiła się możliwość odwiedzenia stolicy Japonii. Następnie był Nowy Jork. A wtedy byłem już w połowie drogi do osiągnięcia upragnionego celu, który udało się dotąd zrobić zaledwie 32. Polaków. Po Chicago został Londyn i Boston. Zdaje się, że są to maratony, na które dostać się najtrudniej. No, ale muszę spróbować o nie powalczyć. Do mety pozostało już tak niewiele. Żal byłoby się teraz wycofać.
Rozmawiał: Krzysztof Nos, zdjęcia: Marek Bogdoł