Hipnotyzer Johan Minkus
Kto to taki? Ano dziadek Ruty Kubac , która także była – śmiało rzec można – postacią nie z tej ziemi. Dziadek więc pani Ruty był dyrektorem cyrku, sam jednocześnie - jako magik - stanowiąc owego cyrku największą atrakcję. Oprócz tego, że hipnotyzował ludzi, miał jeszcze inną – jakże cenną zdolność – potrafił wodę zamieniać w wino – a i to nie wyczerpywało listy jego talentów. Oto, jak wspominała swojego wyjątkowego dziadka pani Ruta:
„ Nazywał się Johan Minkus i urodzioł się w Siemianowicach w roku 1896. To boł wielki artysta, wielki muzykant i jeszcze większy magik i hipnozytor.(…) Jak mioł 18 lot zaczła się pierwszo wielko wojna światowo. Trwała sztyry lata. Starzik został ranny i dostoł się do lazarytu. Tam jak trocha wydobrzoł bawioł chorych pokazywaniem byle jakich sztuczek. To się tak dochtorom podobało, że zrobiyli z niego „łapiducha”. Teraz to się nazywo „pielyngniorz”. Już do końca wojny łostoł w tym lazarycie. Po wojnie wrocioł do Siemianowic, łodkupioł łod Cyganow taki wielki woz i założył wielki cyrk wyndrowny. Wystympowali u niego akrobaty, żonglery i muzykanty. U niego tyż psy miauczeli a koty szczekali.
Mój starzik boł dyrektorym, organizatorym, kasjerym, muzykantym i nojwiększom atrakcjom cyrku. Łopasywoł się grubym łańcuchym żelaznym, napinał muskle, broł wdech, a przy wydychu tyn ciynżki łańcuch pynkoł. Boł tyż wielkym magikiem. Umiał wyczarować tym swojym magicznym patykiem bele jakie cuda. Mioł takie magiczne zaklyncie „Hokus pokus” i z ciynkij rułki wyciongoł bukiety kwiotkow abo ze dwadziścia wielkich, kolorowych chustek.
Ale nojwiynksze zdziwienie boło jak do sztyrech szklonek naloł wody, przikroł czornom chustkom, ze swojom magicznom pałeczkom pomachał nad tymi szklankami i zawołał
- Niych się ta woda zmieni na wino!
Czorno chusta ściongoł i ludzie w szklankach ujrzeli wino. Ja ludkowie mili. Mój starzik boł naprowdy wielkim artystom. Umiał tyż ludzi usypiać. Prosioł kogoś z widowni do siebie na aryna, kozoł mu siadać na fotelu i zamknąć łocy. A som starzik mioł takie wielke, piykne, modre łocy. I patrzył na tego istnego, machoł rynkami i godoł:
- Zamknij łocy i śpij, śpij…
A ludzie usypiali i robili wszystko co starzik jym kozoł. Seblykali się prawie do naga, a jak stoli już ino w batkach, to im godoł:
- Prosza się łobudzić!
Jak taki gość widział, ze stoi ino w batkach, to pryndko zbiyroł swoje łachy i ze wstydu zmiatał, co sił.”
Taki to był siemianowiczanin - Johan Minkus, a wiem skądinąd, a nawet osobiście poznałam osobę mieszkającą w naszym mieście, emerytowaną już panią psycholog, która także dar wprowadzania w hipnozę ma, lecz wykorzystywała go nie do wzbudzania sensacji, lecz w bardzo poważnych sprawach. Mianowicie, współpracując z doktorem Stanisławem Sakielem, stosowała ją wspomagając psychicznie przebywających w oparzeniówce pacjentów. I ta pani też jest osobą po prostu nie z tej ziemi i nie tylko dla swojej umiejętności, którą wspomniałam. Ale to już zupełnie inna historia, do której może uda mi się kiedyś dotrzeć.